Postanowiłam na jakiś czas zawiesić tego bloga, bo nie wyrabiam się z dwoma ... =[
Myślę, że i tak dużo tym nie zmienię, bo nikt tego nie czyta....='[
Jednak jeżeli znajdzie się ktoś, kto będzie chciał poznać dalsze losy bohaterów, niech napisze w komentarzu pod tym postem to postaram się wrócić =]
UWAGA!!!
Uwaga!!! Blog zawiera treści "fantastyczne" typu: anioły, duchy itd. Piszę to, ponieważ nie wszyscy chcą czytać takie opowiadania.
środa, 2 stycznia 2013
wtorek, 18 grudnia 2012
Rozdział 5
-to jak przedstawisz
mnie reszcie zespołu?
- Jasne – usłyszałam w odpowiedzi. – Zayn!- krzyknął Niall.W kuchni zjawił się ten sam chłopak, z którym rozmawiałam przed
chwilą. Uśmiechnął się i podał mi rękę, niepewnie uścisnęłam ją. Myślałam, że
jest w miarę normalny, jednak niestety myliłam się. Gdy chwyciłam jego dłoń
pociągnął mnie i zaczął łaskotać.
- Idioto… przestań – udało mi się wydusić. Chłopak przestał
odsunął się ode mnie i z poważną miną powiedział:
- Idiota Malik do usług. – zrobiłam faceplama i zwróciłam
się do Niall'a.
- Czy oni wszyscy są tacy walnięci? – zapytałam – oczywiście
bez urazy dla kolegi – odwróciłam się do mulata, a on tylko wyszczerzył te
swoje białe kiełki.
- On jest tym normalniejszym – odpowiedział mi, po czym
przybił piątkę z Zayn’em.
- I ty Niall’u przeciwko mnie? – zapytałam grubym głosem, a
on wziął drewnianą łyżkę i udawał, że wbija mi ją w plecy.
- Nieeeee…- wydarł się wysoki brunet, który dopiero co
wkroczył do kuchni. – Niall co ty robisz? Mogło jej się coś stać, przecież to
ŁYŻKA! – ostatnie słowo powiedział z przerażeniem? Takie coś chyba nie jest
normalne, co nie?
- Ej, to tylko drewniana łyżka – powiedziałam i pomachałam
mu ją przed nosem. Nie powiem, był to poważny błąd. Chłopak odskoczył ode mnie
jak oparzony. I wybiegł z kuchni z krzykiem.
- A temu co? –
spytałam.
- Mówiłem, że Zayn jest z tych normalniejszych, teraz wiesz
o co chodzi, ale nie martw się została jeszcze dwójka. – powiedział z chytrym
uśmieszkiem Niall.
- Mam się bać? – zapytałam ze strachem. Blondyn po chwili
namysłu odpowiedział.
- Taaak
- Co tu się dzieję – zaczął się ktoś drzeć. Zapomniałam
wspomnieć, że osobnik bojący się łyżeczek, cały czas biegał po salonie i
krzyczał.
- Teraz uważaj – szepnął mi do ucha Malik. Do kuchni wszedł
chłopak ubrany w zwykłą białą koszulkę i czerwone spodnie. Rozejrzał się po
kuchni. Jego wzrok spoczął na mnie. Wytrzeszczył oczy, ale zaraz potem ogarnął
się (ale nie wiem czy to odpowiednie słowo).
- Najmocniej przepraszam panienkę, za moje godne nagany
zachowanie – powiedział,a ja nie wyczułam w tym krzty sarkazmu. Spojrzałam na
Niall’a a on tylko się uśmiechnął. A chłopak kontynuował swoją wypowiedź.
- Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, Elizabeth – spytał
poważnie. – Nazywam się Louis Tomlinson – wyciągnął do mnie rękę. Na początku
nie chciałam jaj uścisnąć pamiętając wybryk szanownego pana Malika. Ale głupio
by było tak stać, więc wyciągnęłam rękę w
jego kierunku. Lou natomiast zwinnie obrócił ją i pocałował w wierzch dłoni,
tak jak to się robi na starych filmach. Patrzyłam się na niego z
wytrzeszczonymi oczami. Gdy tylko zobaczył moją minę coś się zmieniło w jego
zachowaniu.
- Najmocniej przepraszam, jeżeli byłem zbyt śmiały, ale nie
mogłem… - w tej chwili przerwał mu mój śmiech. Chłopak wyprostował się założył
ręce na piersi i zrobił obrażoną minę.
- I bądź tu uprzejmy – mruknął pod nosem.
-No Louis, nie gniewaj się – powiedziałam łagodnie, bo
zrobiło mi się głupio. Wpadłam na wspaniały pomysł, żeby go rozweselić. – Po prostu
myślałam, że prawdziwi dżentelmeni wyginęli wraz z dinozaurami. – powiedziałam,
choć nie byłam do końca pewna co ja plotę. Na szczęście podziałało. Jego twarz
pojaśniała i zagościł na niej wspaniały uśmiech.
***
Witam nielicznych, którzy naprawdę czytają to opowiadanie. Trochę się zawiodłam bo myślałam, że ktoś skomentuje. Jednak mówi się trudno i pisze się dalej. =] Mam nadzieję, że wam się spodoba. Następny pojawi się dopiero, jak pod tym zobaczę wasze komentarze. Dajcie jakiś znak, że czytacie!
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Rozdział 4
Obudziłam się we własnym łóżku. Nie wiedziałam, jak się tam
znalazłam. Powoli zaczęłam przecierać oczy. Chciałam wstać, ale zorientowałam
się, że coś przygniata mi nogi. Spojrzałam w dół, to co ujrzałam było dość
osobliwe. Niall leżał przytulony do moich nóg, a Tom leżał na podłodze obok
łóżka i trzymał mnie za rękę. Nie chciałam ich obudzić, więc powoli i ostrożnie
zaczęłam się wyswobadzać z uścisku moje kończyny(co uwierzcie mi, było trudne).
Jakimś cudem udało mi się to, nie budząc żadnego z nich. Na paluszkach poszłam
do szafy. Wszystkie ubrania były równo poukładane. Wzięłam moją ulubioną
przydużą, czerwoną koszulkę z nadrukiem i szare, luźne dresowe spodnie. Poszłam
do łazienki i zamknęłam się na klucz. O dziwo moja kosmetyczka stała w tym
samym miejscu co zawsze. Gdy spojrzałam w lustro omal nie krzyknęłam, bowiem
ujrzałam tam nie tylko swoje odbicie. Za mną na brzegu wanny siedział nie kto
inny jak Chimmanuell. Bez słowa usiadłam koło niego i spojrzałam wyczekująco.
- Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć. – odezwał się
po chwili.
- Nie szkodzi, po prostu myślałam, że mam jakieś zaburzenia
psychiczne i wymyśliłam sobie anioła. Jak widać myliłam się – powiedziałam
spokojnie, chcąc rozluźnić mojego towarzysza. Jednak on puścił mimo uszu moją
uwagę.
- Elizabeth… - zaczął – a może powinienem mówić Eli? –
zapytał z uśmiechem. No nie powiem facet mnie zna, chociaż to nic dziwnego, jest
moim aniołem.
- Tak, lepiej będzie Eli albo po prostu El – odpowiedziałam
również z uśmiechem. – Tak w ogóle to czemu ja żyję? – spytałam go, pomijając
fakt że wcześniej zaczął coś mówić.
- Bo…Emm…no… - zaczął chyba nie mogąc dobrać właściwych
słów.
- Słucham?
- Hymmm… to naprawdę bardzo delikatna sprawa, jeśli coś
pójdzie nie tak mogę przestać być aniołem – powiedział, ale nie ze smutkiem tylko
z niepewnością.
-Dlaczego? – nic nie rozumiałam.
-Pozwolono mi cię ocalić, ale teraz ponoszę pełną
odpowiedzialność za twoje czyny. – powiedział spokojnie – nie wolno ci nigdy ujawnić
tego, że istnieję, ani innych rzeczy ze mną związanych.
- A co jakbym się wygadała? – spytałam niepewnie.
-Wtedy – tu zawiesił głos i spojrzał mi prosto w oczy –
wtedy będę zmuszony zabrać cię z powrotem na górę, chyba. – zrozumiałam aluzję.
- Wiesz mam parę pytań do ciebie.
- Domyślam się. Odpowiem na wszystkie, ale nie od razu.
- Czyli będzie więcej spotkań takich jak te?
- Tak, teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – powiedział
z łobuzerskim uśmieszkiem. Czyli nie jest on sztywny tak jak myślałam, jak na
razie jest całkiem wyluzowany. Myślę, że będziemy mogli się jakoś dogadać.
- Byłeś kiedyś człowiekiem? No wiesz zwykłym śmiertelnikiem
– pewnie dziwnie to zabrzmiało, ale nie wiedziałam, jak niby miałabym inaczej
zadać to pytanie.
- Tak właściwie nie tak dawno biorąc pod uwagę to, że teraz
jestem nieśmiertelny. Jesteś pierwszą osobą, którą dostałem podwoją swoją opiekę.
– odpowiedział z poważnym wyrazem twarzy, chyba poruszyłam drażliwy temat.
- Wiem, że to nie moja sprawa i możesz nie chcieć
odpowiedzieć na to pytanie – zawiesiłam głos i spojrzałam na jego twarz, która
nie wyrażała żadnych emocji.
-Chcesz wiedzieć jak zginąłem? - spytał zanim zdążyłam zadać pytanie,
przytaknęłam.
-Miałem wtedy siedemnaście lat, tyle co ty teraz. Było to w
grudniu. Szedłem z moją młodszą siostrą do domu. Przechodziliśmy przez ulicę,
gdy zza zakrętu wyjechał samochód. Pędził dokładnie w naszym kierunku. Kierowca
stracił panowanie nad pojazdem i nie mógł zahamować. Miałem tylko ułamki sekund
żeby zareagować. Bez zastanowienia popchnąłem siostrę na drugi koniec ulicy,
ale sam niemiałem czasu żeby uciec. Widziałem przerażoną twarz Amy, patrzyła na
mnie z bezradnością. Samochód z całym
impetem uderzył we mnie. Usłyszałem krzyk mojej siostry, W zasadzie na początku
nic nie czułem, ale z czasem, zaczął mnie ogarniać okropny ból. Leżałem na
zimnej jezdni. Ludzie, którzy widzieli cały wypadek wezwali karetkę. Kiedy
ratownicy przyjechali, zdążyłem pogodzić się z myślą, że umrę. Ale nie czułem
smutku czy przerażenia, byłem radosny i zadowolony, bo zdołałem ocalić moją
młodszą siostrzyczkę. Miała ona wtedy dwanaście lat. Wiedziałem, że nie
zginąłem na darmo. Niestety nie zdążyłem już ujrzeć moich rodziców. Gdybym
znalazł się jeszcze raz w tej samej sytuacji, bez zastanowienia zrobiłbym to
samo. Nie żałuję swojej decyzji. – kiedy skończył opowiadać swoją historię, musiałam
otrzeć samotną łzę, która spłynęła mi po policzku. Czułam podziw dla Chimmiego, oddał życie za
osobę, którą kochał.
- Przepraszam – powiedziałam cicho.
- Nic się nie stało – powiedział i ku mojemu zaskoczeniu
objął mnie ramieniem.
- Powinienem już iść – odezwał się pochwali – pamiętaj Eli
wiele rzeczy się zmieniło, ale spróbuj to zrozumieć i zaakceptować.
- Ale co? – Zapytałam, ale on już zniknął. Byłam trochę
wstrząśnięta tym spotkaniem. Zaczęłam się ubierać. Moją głowę zaprzątały myśli
typu: czy on mnie teraz widzi? Może wie co myślę? Gdy skończyłam poranną
toaletę zeszłam na dół. Bardzo zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam czwórkę śpiących
chłopaków na kanapie w salonie. Może to nowi przyjaciele Niall’a lub Tom’a?
Powoli i bezszelestnie poszłam do kuchni. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Z
salonu zaczęły dochodzić do mnie dziwne dźwięki i po chwili w drzwiach kuchni
stanął mulat. Patrzył na mnie z zaciekawieniem i śledził każdy mój ruch.
- Elizabeth? – spytał niepewnie.
- Tak, jednak wolę Eli – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Jesteś dokładnie taka, jaką opisywał cię Niall – odezwał
się po chwili mulat.
- Wiec jesteś przyjacielem żarłoka? – spytałam.
- ymm… tak – nie spodobało mi się wahanie w jego głosie.
- Eli!!! Elizabeth!!! – ktoś się okropnie darł, rozpoznałam
głos Niall’a.
- O wilku mowa – powiedziałam, nowopoznany chłopak
uśmiechnął się. Blondyn wbiegł do kuchni.
- Tu jesteś! – ucieszył się Horan. – szukałem cię.
- Słyszałam –powiedziałam parskając śmiechem.
- Czy ktoś się tutaj śmieje z Niall’a Horan’a?- spytał
głośno.
- Nie któżby śmiał – odpowiedziałam mu równie głośno, po
czym oboje się roześmieliśmy. Mulat zdążył się już ulotnić.
- Kto to był? – spytałam się przyjaciela.
- No wiesz El wiele się zmieniło podczas ymm… twojej
nieobecności. – zaczął.
- Niall, przecież wiesz, że nie lubię jak owijasz w bawełnę.
– przerwałam mu.
- No dobra, zaraz po twoim wypadku zgłosiłem się na casting
do X- Factor. Wiedziałem, że zawsze chciałeś, żebym to zrobił. Ku mojemu
zaskoczeniu przeszedłem dalej. Jednak w późniejszym etapie jurorzy powiedzieli,
że możemy brać nadal udział w programie, jeśli stworzymy zespół. Oczywiście
wszyscy się zgodzili, zajęliśmy trzecie miejsce. – powiedział powoli. Zaniemówiłam.
- Gratuluję, zawsze mówiłam, że ci się uda. – przytuliłam
mojego małego Irlandczyka. – to jak przedstawisz mnie reszcie zespołu?
***
Hej, przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału=[ W ramach rekompensaty ten jest dłuższy. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Do zobaczenia "pod" następnym rozdziałem!!!
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Rozdział 3
Pierwszy raz od tamtego feralnego dnia zobaczyłam rodziców,
ale był tam ktoś jeszcze. Stał trochę dalej, na uboczu. Bardzo ucieszyłam się
na ich widok. Nie zważając na krzyki niezadowolonej pielęgniarki, pognałam na
spotkanie rodzinie. Gdy ich w końcu wyściskałam (a zajęło mi dłuższą chwilę )
podeszłam do stojącego nieopodal chłopaka. W tym momencie powinnam chyba
wspomnieć kim jest ten, ów tajemniczy osobnik. Otóż w rogu pokoju stał nie kto
inny jak Niall Horan – mój najlepszy przyjaciel od… właściwie to odkąd
pamiętam. Podeszłam do niego i przytuliłam. On nie zważając na moje protesty
uniósł mnie parę centymetrów nad posadzkę i zaczął się kręcić. Po chwili oboje
śmaliśmy się jak za dawnych czasów. W towarzystwie Niall’a zawsze czułam się
wyjątkowo, wszystkie moje zmartwienia i troski znikały. Oczywiście mój
przyjaciel wiedział, kiedy działo się coś złego. Wtedy zawsze mogłam liczyć na
to, że mnie wysłucha i da sobie zmoczyć koszulkę, gdy wypłakiwałam się w jego
ramionach. Ale ja nie byłam mu dłużna, zawsze mógł mi powiedzieć co go trapi.
Jednak nie płakał przy tym jak baba, w odróżnieniu ode mnie. No, cóż każda
chwila musi się kiedyś skończyć. Nieller ostrożnie, jakby obawiając się, że
może zrobić mi krzywdę postawił mnie na ziemi
- No nareszcie, myślałam, że już nigdy mnie nie puścisz. –
zaśmiałam się i szturchnęłam go w brzuch.
- Nie przesadzaj – usłyszałam – zobaczysz co będzie jak już
wyjdziesz ze szpitala. Przygotuj się. – dodał z chytrym uśmieszkiem. Zaczęłam
sobie wyobrażać i przygotowywać psychicznie na to co mnie czeka, Ale rodzice
zasypali mnie gradem pytań typu: jak się
czujesz? Przynieść ci coś? Nie jesteś głodna? I milion innych. Ze spokojem
zapewniłam, że wszystkiego mam pod dostatkiem i dobrze się czuję. Od kolejnych
bezsensownych pytań wybawił mnie lekarz, który podszedł do nas z jakimiś
papierami.
- Sam nie wiem jak to możliwe – zaczął – ale państwa córka
jest zdrowa. Wypadek nie pozostawił żadnego uszczerbku na zdrowiu , oprócz tych
dwóch blizn.
- Blizn? – spytałam, jeszcze tego brakowało, żeby jakieś
szpeciły moje i tak nie za piękne ciało.
- Niestety, ale ten wypadek mógł być o wiele tragiczniejszy
w skutkach. – powiedział lekarz z powagą w głosie. – Tutaj jest wypis ze
szpitala, ale proszę, aby córka przyszła na badanie kontrolne. – powiedział po
czym wręczył papiery moim rodzicom i wyszedł. Po spakowaniu, kilku moich rzeczy
ruszyliśmy do wyjścia. Nie mogłam się doczekać, aż znowu będę mogła położyć się
na moim miękkim łóżku. Wtedy przypomniałam sobie o Chimmim, chyba tak to się
odmienia, ale nie ważne. Zastanawiam się, czy on w ogóle istnieje. Może
wymyśliłam go sobie? A jeśli to prawda i poznałam anioła? Przecież to
niemożliwe, zwariowałam. Na razie muszę o tym zapomnieć i wrócić jakoś do domu.
Wszyscy skierowaliśmy się na parking. Po chwili byliśmy już w drodze do domu.
Nawet nie, wiem kiedy zasnęłam.
***
Dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem.=] Mam nadzieję, że pod tym też jakieś się znajdą ;) Następny rozdział w przygotowaniu =P
DZIĘKI ZA PONAD 200 WEJŚĆ, JESTEŚCIE WSPANIAŁE!!!
poniedziałek, 26 listopada 2012
Rozdział 2
W chwili w której
udzielał mi odpowiedzi straciłam przytomność.
Otworzyłam oczy, byłam w szpitalu. Jakim cudem? Nie wiem.
Przecież Chimmi mówił, że nie ma dla mnie nadziei. Dopiero po chwili zobaczyłam
zamieszanie wokół mnie. Sześć par oczu z niedowierzaniem patrzyło na mnie, jakbym
co najmniej była kosmitą. Uśmiechnęłam się niepewnie, a oni jeszcze bardziej
wytrzeszczyli oczy.
- Jak to możliwe? – zapytał się jeden z lekarzy bardziej do
siebie, niż do pozostałych. Chciałam wstać, ale zorientowałam się, że jestem
podłączona do całej masy najróżniejszych urządzeń, których zastosowania nie
znałam. Wtedy w mojej głowie rozległ się głos.
- Nie mów im, że byłaś w niebie, jak będziesz sama to
porozmawiamy. – to był Chimmi. Okej, jakiś facet, a właściwie mój anioł, odzywa
się w moich myślach. To chyba dziwne, no ale cóż jak mus to mus. Ale jeżeli on
myślał, że będę rozpowiadać na prawo i lewo, gdzie byłam to się grubo mylił.
Nie chciałam, żeby uznali mnie za chorą umysłowo. Jestem ciekawa spotkania z
nim, ale najpierw muszę się stąd wydostać.
- Czy mógłby mnie ktoś od tego odpiąć? – spytałam.
- Jak się czujesz? – Pielęgniarka zignorowała moje pytanie.
- Świetnie – odpowiedziałam, a na dowód tego usiadłam na
łóżku, bo tylko na tyle pozwalały mi te wszystkie rurki.
- Doktorze co teraz? – tym razem zwróciła się do wysokiego
mężczyzny. Nie odpowiedział, tylko zaczął delikatnie dotykać mojej głowy.
Patrzyłam na niego w milczeniu, zresztą ja wszyscy inni w sali. Po paru
minutach oderwał swoje długie palce od mojej głowy. Przez chwilę patrzył się na
mnie, po czym zdjął z szyi stetoskop i przyłożył mi go do pleców. Gdy skończył,
spojrzał na mnie i zaczął mamrotać coś o jakimś cudzie.
- Wygląda na to, że jest pani zdrowa i niedługo będziemy
mogli odłączyć panią od tych wszystkich urządzeń. – Ucieszyłam się na myśl
wyjścia z tego smutnego budynku, który
kojarzy mi się tylko ze śmiercią i bólem.
- Kiedy będę mogła zobaczyć się z rodziną? – spytałam. Jedna
z pielęgniarek wyszła na korytarz, po chwili wróciła, a za nią podążał mój
kochany braciszek z ponurą miną
- Tom nie cieszysz, że wróciłam do świata żywych? –
wiedziałam, że go zaskoczę. Wyraz jego twarzy był po prostu bezcenny. W
rekordowym czasie znalazł się koło mojego łóżka. Już po chwili tuliliśmy się i
płakaliśmy jak dwójka małych dzieci.
- Myślałem, że już cię nie zobaczę – powiedział po chwili, a
łzy cały czas spływały po jego policzkach.
- Przecież nie zostawiłabym cię – szepnęłam do niego czule.
On przytulił mnie mocniej, jakby bał się, że znowu go opuszczę. Nie dane nam
było nacieszyć się sobą, bo pielęgniarka oznajmiła, że muszę jechać na badania.
Gdy odchodziłyśmy ( bo nie dałam się wsadzić na wózek inwalidki) braciszek
uważnie śledził każdy mój ruch wzrokiem, a w jego oczach malował się niepokój.
Nie będę wam opisywać tego co działo się za drzwiami gabinetu lekarskiego. Nie
działo się tam nic nadzwyczajnego mierzyli mi ciśnienie, pobrali krew STOP nie
miałam przecież tego opisywać. Tak więc, po tych wszystkich nudnych czynnościach,
wróciłam do równie nudnej sali. Jednak tam czekała mnie niespodzianka.
***
Trochę krótki, ale musi wam wystarczyć.=] Mam nadzieję, że w końcu ktoś skomentuje, bo nie mam zielonego pojęcia, czy ktoś to w ogóle czyta i czy mu się podoba. Oczywiście zachęcam też do odwiedzenia drugiego bloga!
Subskrybuj:
Posty (Atom)