UWAGA!!!

Uwaga!!! Blog zawiera treści "fantastyczne" typu: anioły, duchy itd. Piszę to, ponieważ nie wszyscy chcą czytać takie opowiadania.

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 5


-to jak przedstawisz mnie reszcie zespołu?

- Jasne – usłyszałam w odpowiedzi. – Zayn!- krzyknął Niall.W kuchni zjawił się ten sam chłopak, z którym rozmawiałam przed chwilą. Uśmiechnął się i podał mi rękę, niepewnie uścisnęłam ją. Myślałam, że jest w miarę normalny, jednak niestety myliłam się. Gdy chwyciłam jego dłoń pociągnął mnie i zaczął łaskotać.
- Idioto… przestań – udało mi się wydusić. Chłopak przestał odsunął się ode mnie i z poważną miną powiedział:
- Idiota Malik do usług. – zrobiłam faceplama i zwróciłam się do Niall'a.
- Czy oni wszyscy są tacy walnięci? – zapytałam – oczywiście bez urazy dla kolegi – odwróciłam się do mulata, a on tylko wyszczerzył te swoje białe kiełki.
- On jest tym normalniejszym – odpowiedział mi, po czym przybił piątkę z Zayn’em.
- I ty Niall’u przeciwko mnie? – zapytałam grubym głosem, a on wziął drewnianą łyżkę i udawał, że wbija mi ją w plecy.
- Nieeeee…- wydarł się wysoki brunet, który dopiero co wkroczył do kuchni. – Niall co ty robisz? Mogło jej się coś stać, przecież to ŁYŻKA! – ostatnie słowo powiedział z przerażeniem? Takie coś chyba nie jest normalne, co nie?
- Ej, to tylko drewniana łyżka – powiedziałam i pomachałam mu ją przed nosem. Nie powiem, był to poważny błąd. Chłopak odskoczył ode mnie jak oparzony. I wybiegł z kuchni z krzykiem.
-  A temu co? – spytałam.
- Mówiłem, że Zayn jest z tych normalniejszych, teraz wiesz o co chodzi, ale nie martw się została jeszcze dwójka. – powiedział z chytrym uśmieszkiem Niall.
- Mam się bać? – zapytałam ze strachem. Blondyn po chwili namysłu odpowiedział.
- Taaak
- Co tu się dzieję – zaczął się ktoś drzeć. Zapomniałam wspomnieć, że osobnik bojący się łyżeczek, cały czas biegał po salonie i krzyczał.
- Teraz uważaj – szepnął mi do ucha Malik. Do kuchni wszedł chłopak ubrany w zwykłą białą koszulkę i czerwone spodnie. Rozejrzał się po kuchni. Jego wzrok spoczął na mnie. Wytrzeszczył oczy, ale zaraz potem ogarnął się (ale nie wiem czy to odpowiednie słowo).
- Najmocniej przepraszam panienkę, za moje godne nagany zachowanie – powiedział,a ja nie wyczułam w tym krzty sarkazmu. Spojrzałam na Niall’a a on tylko się uśmiechnął. A chłopak kontynuował swoją wypowiedź.
- Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, Elizabeth – spytał poważnie. – Nazywam się Louis Tomlinson – wyciągnął do mnie rękę. Na początku nie chciałam jaj uścisnąć pamiętając wybryk szanownego pana Malika. Ale głupio by było tak stać, więc wyciągnęłam rękę  w jego kierunku. Lou natomiast zwinnie obrócił ją i pocałował w wierzch dłoni, tak jak to się robi na starych filmach. Patrzyłam się na niego z wytrzeszczonymi oczami. Gdy tylko zobaczył moją minę coś się zmieniło w jego zachowaniu.
- Najmocniej przepraszam, jeżeli byłem zbyt śmiały, ale nie mogłem… - w tej chwili przerwał mu mój śmiech. Chłopak wyprostował się założył ręce na piersi i zrobił obrażoną minę.
- I bądź tu uprzejmy – mruknął pod nosem.
-No Louis, nie gniewaj się – powiedziałam łagodnie, bo zrobiło mi się głupio. Wpadłam na wspaniały pomysł, żeby go rozweselić. – Po prostu myślałam, że prawdziwi dżentelmeni wyginęli wraz z dinozaurami. – powiedziałam, choć nie byłam do końca pewna co ja plotę. Na szczęście podziałało. Jego twarz pojaśniała i zagościł na niej wspaniały uśmiech.

***
Witam nielicznych, którzy naprawdę czytają to opowiadanie. Trochę się zawiodłam bo myślałam, że ktoś skomentuje. Jednak mówi się trudno i pisze się dalej. =] Mam nadzieję, że wam się spodoba. Następny pojawi się dopiero, jak pod tym zobaczę wasze komentarze. Dajcie jakiś znak, że czytacie!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział 4


Obudziłam się we własnym łóżku. Nie wiedziałam, jak się tam znalazłam. Powoli zaczęłam przecierać oczy. Chciałam wstać, ale zorientowałam się, że coś przygniata mi nogi. Spojrzałam w dół, to co ujrzałam było dość osobliwe. Niall leżał przytulony do moich nóg, a Tom leżał na podłodze obok łóżka i trzymał mnie za rękę. Nie chciałam ich obudzić, więc powoli i ostrożnie zaczęłam się wyswobadzać z uścisku moje kończyny(co uwierzcie mi, było trudne). Jakimś cudem udało mi się to, nie budząc żadnego z nich. Na paluszkach poszłam do szafy. Wszystkie ubrania były równo poukładane. Wzięłam moją ulubioną przydużą, czerwoną koszulkę z nadrukiem i szare, luźne dresowe spodnie. Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. O dziwo moja kosmetyczka stała w tym samym miejscu co zawsze. Gdy spojrzałam w lustro omal nie krzyknęłam, bowiem ujrzałam tam nie tylko swoje odbicie. Za mną na brzegu wanny siedział nie kto inny jak Chimmanuell. Bez słowa usiadłam koło niego i spojrzałam wyczekująco.
- Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć. – odezwał się po chwili.
- Nie szkodzi, po prostu myślałam, że mam jakieś zaburzenia psychiczne i wymyśliłam sobie anioła. Jak widać myliłam się – powiedziałam spokojnie, chcąc rozluźnić mojego towarzysza. Jednak on puścił mimo uszu moją uwagę.
- Elizabeth… - zaczął – a może powinienem mówić Eli? – zapytał z uśmiechem. No nie powiem facet mnie zna, chociaż to nic dziwnego, jest moim aniołem.
- Tak, lepiej będzie Eli albo po prostu El – odpowiedziałam również z uśmiechem. – Tak w ogóle to czemu ja żyję? – spytałam go, pomijając fakt że wcześniej zaczął coś mówić.
- Bo…Emm…no… - zaczął chyba nie mogąc dobrać właściwych słów.
- Słucham?
- Hymmm… to naprawdę bardzo delikatna sprawa, jeśli coś pójdzie nie tak mogę przestać być aniołem – powiedział, ale nie ze smutkiem tylko z niepewnością.
-Dlaczego? – nic nie rozumiałam.
-Pozwolono mi cię ocalić, ale teraz ponoszę pełną odpowiedzialność za twoje czyny. – powiedział spokojnie – nie wolno ci nigdy ujawnić tego, że istnieję, ani innych rzeczy ze mną związanych.
- A co jakbym się wygadała? – spytałam niepewnie.
-Wtedy – tu zawiesił głos i spojrzał mi prosto w oczy – wtedy będę zmuszony zabrać cię z powrotem na górę, chyba. – zrozumiałam aluzję.
- Wiesz mam parę pytań do ciebie.
- Domyślam się. Odpowiem na wszystkie, ale nie od razu.
- Czyli będzie więcej spotkań takich jak te?
- Tak, teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem. Czyli nie jest on sztywny tak jak myślałam, jak na razie jest całkiem wyluzowany. Myślę, że będziemy mogli się jakoś dogadać.
- Byłeś kiedyś człowiekiem? No wiesz zwykłym śmiertelnikiem – pewnie dziwnie to zabrzmiało, ale nie wiedziałam, jak niby miałabym inaczej zadać to pytanie.
- Tak właściwie nie tak dawno biorąc pod uwagę to, że teraz jestem nieśmiertelny. Jesteś pierwszą osobą, którą dostałem podwoją swoją opiekę. – odpowiedział z poważnym wyrazem twarzy, chyba poruszyłam drażliwy temat.
- Wiem, że to nie moja sprawa i możesz nie chcieć odpowiedzieć na to pytanie – zawiesiłam głos i spojrzałam na jego twarz, która nie wyrażała żadnych emocji.
-Chcesz wiedzieć jak zginąłem?  - spytał zanim zdążyłam zadać pytanie, przytaknęłam.
-Miałem wtedy siedemnaście lat, tyle co ty teraz. Było to w grudniu. Szedłem z moją młodszą siostrą do domu. Przechodziliśmy przez ulicę, gdy zza zakrętu wyjechał samochód. Pędził dokładnie w naszym kierunku. Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i nie mógł zahamować. Miałem tylko ułamki sekund żeby zareagować. Bez zastanowienia popchnąłem siostrę na drugi koniec ulicy, ale sam niemiałem czasu żeby uciec. Widziałem przerażoną twarz Amy, patrzyła na mnie z bezradnością.  Samochód z całym impetem uderzył we mnie. Usłyszałem krzyk mojej siostry, W zasadzie na początku nic nie czułem, ale z czasem, zaczął mnie ogarniać okropny ból. Leżałem na zimnej jezdni. Ludzie, którzy widzieli cały wypadek wezwali karetkę. Kiedy ratownicy przyjechali, zdążyłem pogodzić się z myślą, że umrę. Ale nie czułem smutku czy przerażenia, byłem radosny i zadowolony, bo zdołałem ocalić moją młodszą siostrzyczkę. Miała ona wtedy dwanaście lat. Wiedziałem, że nie zginąłem na darmo. Niestety nie zdążyłem już ujrzeć moich rodziców. Gdybym znalazł się jeszcze raz w tej samej sytuacji, bez zastanowienia zrobiłbym to samo. Nie żałuję swojej decyzji. – kiedy skończył opowiadać swoją historię, musiałam otrzeć samotną łzę, która spłynęła mi po policzku.  Czułam podziw dla Chimmiego, oddał życie za osobę, którą kochał.
- Przepraszam – powiedziałam cicho.
- Nic się nie stało – powiedział i ku mojemu zaskoczeniu objął mnie ramieniem.
- Powinienem już iść – odezwał się pochwali – pamiętaj Eli wiele rzeczy się zmieniło, ale spróbuj to zrozumieć i zaakceptować.
- Ale co? – Zapytałam, ale on już zniknął. Byłam trochę wstrząśnięta tym spotkaniem. Zaczęłam się ubierać. Moją głowę zaprzątały myśli typu: czy on mnie teraz widzi? Może wie co myślę? Gdy skończyłam poranną toaletę zeszłam na dół. Bardzo zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam czwórkę śpiących chłopaków na kanapie w salonie. Może to nowi przyjaciele Niall’a lub Tom’a? Powoli i bezszelestnie poszłam do kuchni. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Z salonu zaczęły dochodzić do mnie dziwne dźwięki i po chwili w drzwiach kuchni stanął mulat. Patrzył na mnie z zaciekawieniem i śledził każdy mój ruch.
- Elizabeth? – spytał niepewnie.
- Tak, jednak wolę Eli – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Jesteś dokładnie taka, jaką opisywał cię Niall – odezwał się po chwili mulat.
- Wiec jesteś przyjacielem żarłoka? – spytałam.
- ymm… tak – nie spodobało mi się wahanie  w jego głosie.
- Eli!!! Elizabeth!!! – ktoś się okropnie darł, rozpoznałam głos Niall’a.
- O wilku mowa – powiedziałam, nowopoznany chłopak uśmiechnął się. Blondyn wbiegł do kuchni.
- Tu jesteś! – ucieszył się Horan. – szukałem cię.
- Słyszałam –powiedziałam parskając śmiechem.
- Czy ktoś się tutaj śmieje z Niall’a Horan’a?- spytał głośno.
- Nie któżby śmiał – odpowiedziałam mu równie głośno, po czym oboje się roześmieliśmy. Mulat zdążył się już ulotnić.
- Kto to był? – spytałam się przyjaciela.
- No wiesz El wiele się zmieniło podczas ymm… twojej nieobecności. – zaczął.
- Niall, przecież wiesz, że nie lubię jak owijasz w bawełnę. – przerwałam mu.
- No dobra, zaraz po twoim wypadku zgłosiłem się na casting do X- Factor. Wiedziałem, że zawsze chciałeś, żebym to zrobił. Ku mojemu zaskoczeniu przeszedłem dalej. Jednak w późniejszym etapie jurorzy powiedzieli, że możemy brać nadal udział w programie, jeśli stworzymy zespół. Oczywiście wszyscy się zgodzili, zajęliśmy trzecie miejsce. – powiedział powoli.  Zaniemówiłam.
- Gratuluję, zawsze mówiłam, że ci się uda. – przytuliłam mojego małego Irlandczyka. – to jak przedstawisz mnie reszcie zespołu?

***
Hej, przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału=[ W ramach rekompensaty ten jest dłuższy. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Do zobaczenia "pod" następnym rozdziałem!!!


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 3


Pierwszy raz od tamtego feralnego dnia zobaczyłam rodziców, ale był tam ktoś jeszcze. Stał trochę dalej, na uboczu. Bardzo ucieszyłam się na ich widok. Nie zważając na krzyki niezadowolonej pielęgniarki, pognałam na spotkanie rodzinie. Gdy ich w końcu wyściskałam (a zajęło mi dłuższą chwilę ) podeszłam do stojącego nieopodal chłopaka. W tym momencie powinnam chyba wspomnieć kim jest ten, ów tajemniczy osobnik. Otóż w rogu pokoju stał nie kto inny jak Niall Horan – mój najlepszy przyjaciel od… właściwie to odkąd pamiętam. Podeszłam do niego i przytuliłam. On nie zważając na moje protesty uniósł mnie parę centymetrów nad posadzkę i zaczął się kręcić. Po chwili oboje śmaliśmy się jak za dawnych czasów. W towarzystwie Niall’a zawsze czułam się wyjątkowo, wszystkie moje zmartwienia i troski znikały. Oczywiście mój przyjaciel wiedział, kiedy działo się coś złego. Wtedy zawsze mogłam liczyć na to, że mnie wysłucha i da sobie zmoczyć koszulkę, gdy wypłakiwałam się w jego ramionach. Ale ja nie byłam mu dłużna, zawsze mógł mi powiedzieć co go trapi. Jednak nie płakał przy tym jak baba, w odróżnieniu ode mnie. No, cóż każda chwila musi się kiedyś skończyć. Nieller ostrożnie, jakby obawiając się, że może zrobić mi krzywdę postawił mnie na ziemi
- No nareszcie, myślałam, że już nigdy mnie nie puścisz. – zaśmiałam się i szturchnęłam go w brzuch.
- Nie przesadzaj – usłyszałam – zobaczysz co będzie jak już wyjdziesz ze szpitala. Przygotuj się. – dodał z chytrym uśmieszkiem. Zaczęłam sobie wyobrażać i przygotowywać psychicznie na to co mnie czeka, Ale rodzice zasypali mnie gradem pytań  typu: jak się czujesz? Przynieść ci coś? Nie jesteś głodna? I milion innych. Ze spokojem zapewniłam, że wszystkiego mam pod dostatkiem i dobrze się czuję. Od kolejnych bezsensownych pytań wybawił mnie lekarz, który podszedł do nas z jakimiś papierami.
- Sam nie wiem jak to możliwe – zaczął – ale państwa córka jest zdrowa. Wypadek nie pozostawił żadnego uszczerbku na zdrowiu , oprócz tych dwóch blizn.
- Blizn? – spytałam, jeszcze tego brakowało, żeby jakieś szpeciły moje i tak nie za piękne ciało.
- Niestety, ale ten wypadek mógł być o wiele tragiczniejszy w skutkach. – powiedział lekarz z powagą w głosie. – Tutaj jest wypis ze szpitala, ale proszę, aby córka przyszła na badanie kontrolne. – powiedział po czym wręczył papiery moim rodzicom i wyszedł. Po spakowaniu, kilku moich rzeczy ruszyliśmy do wyjścia. Nie mogłam się doczekać, aż znowu będę mogła położyć się na moim miękkim łóżku. Wtedy przypomniałam sobie o Chimmim, chyba tak to się odmienia, ale nie ważne. Zastanawiam się, czy on w ogóle istnieje. Może wymyśliłam go sobie? A jeśli to prawda i poznałam anioła? Przecież to niemożliwe, zwariowałam. Na razie muszę o tym zapomnieć i wrócić jakoś do domu. Wszyscy skierowaliśmy się na parking. Po chwili byliśmy już w drodze do domu. Nawet nie, wiem kiedy zasnęłam.

***
Dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem.=] Mam nadzieję, że pod tym też jakieś się znajdą ;) Następny rozdział w przygotowaniu =P
DZIĘKI ZA PONAD 200 WEJŚĆ, JESTEŚCIE WSPANIAŁE!!!

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 2


W chwili w której udzielał mi odpowiedzi straciłam przytomność.


Otworzyłam oczy, byłam w szpitalu. Jakim cudem? Nie wiem. Przecież Chimmi mówił, że nie ma dla mnie nadziei. Dopiero po chwili zobaczyłam zamieszanie wokół mnie. Sześć par oczu z niedowierzaniem patrzyło na mnie, jakbym co najmniej była kosmitą. Uśmiechnęłam się niepewnie, a oni jeszcze bardziej wytrzeszczyli oczy.
- Jak to możliwe? – zapytał się jeden z lekarzy bardziej do siebie, niż do pozostałych. Chciałam wstać, ale zorientowałam się, że jestem podłączona do całej masy najróżniejszych urządzeń, których zastosowania nie znałam. Wtedy w mojej głowie rozległ się głos.
- Nie mów im, że byłaś w niebie, jak będziesz sama to porozmawiamy. – to był Chimmi. Okej, jakiś facet, a właściwie mój anioł, odzywa się w moich myślach. To chyba dziwne, no ale cóż jak mus to mus. Ale jeżeli on myślał, że będę rozpowiadać na prawo i lewo, gdzie byłam to się grubo mylił. Nie chciałam, żeby uznali mnie za chorą umysłowo. Jestem ciekawa spotkania z nim, ale najpierw muszę się stąd wydostać.
- Czy mógłby mnie ktoś od tego odpiąć? – spytałam.
- Jak się czujesz? – Pielęgniarka zignorowała moje pytanie.
- Świetnie – odpowiedziałam, a na dowód tego usiadłam na łóżku, bo tylko na tyle pozwalały mi te wszystkie rurki.
- Doktorze co teraz? – tym razem zwróciła się do wysokiego mężczyzny. Nie odpowiedział, tylko zaczął delikatnie dotykać mojej głowy. Patrzyłam na niego w milczeniu, zresztą ja wszyscy inni w sali. Po paru minutach oderwał swoje długie palce od mojej głowy. Przez chwilę patrzył się na mnie, po czym zdjął z szyi stetoskop i przyłożył mi go do pleców. Gdy skończył, spojrzał na mnie i zaczął mamrotać coś o jakimś cudzie.
- Wygląda na to, że jest pani zdrowa i niedługo będziemy mogli odłączyć panią od tych wszystkich urządzeń. – Ucieszyłam się na myśl wyjścia  z tego smutnego budynku, który kojarzy mi się tylko ze śmiercią i bólem.
- Kiedy będę mogła zobaczyć się z rodziną? – spytałam. Jedna z pielęgniarek wyszła na korytarz, po chwili wróciła, a za nią podążał mój kochany braciszek z ponurą miną
- Tom nie cieszysz, że wróciłam do świata żywych? – wiedziałam, że go zaskoczę. Wyraz jego twarzy był po prostu bezcenny. W rekordowym czasie znalazł się koło mojego łóżka. Już po chwili tuliliśmy się i płakaliśmy jak dwójka małych dzieci.
- Myślałem, że już cię nie zobaczę – powiedział po chwili, a łzy cały czas spływały po jego policzkach.
- Przecież nie zostawiłabym cię – szepnęłam do niego czule. On przytulił mnie mocniej, jakby bał się, że znowu go opuszczę. Nie dane nam było nacieszyć się sobą, bo pielęgniarka oznajmiła, że muszę jechać na badania. Gdy odchodziłyśmy ( bo nie dałam się wsadzić na wózek inwalidki) braciszek uważnie śledził każdy mój ruch wzrokiem, a w jego oczach malował się niepokój. Nie będę wam opisywać tego co działo się za drzwiami gabinetu lekarskiego. Nie działo się tam nic nadzwyczajnego mierzyli mi ciśnienie, pobrali krew STOP nie miałam przecież tego opisywać. Tak więc, po tych wszystkich nudnych czynnościach, wróciłam do równie nudnej sali. Jednak tam czekała mnie niespodzianka.

***
Trochę krótki, ale musi wam wystarczyć.=] Mam nadzieję, że w końcu ktoś skomentuje, bo nie mam zielonego pojęcia, czy ktoś to w ogóle czyta i czy mu się podoba. Oczywiście zachęcam też do odwiedzenia drugiego bloga!

niedziela, 25 listopada 2012

Ogłoszenie!!!

Hej!
Mam nadzieję, że jak na razie blog wam się podoba. Zapraszam na mój drugi, oczywiście też poświęcony chłopcom.
http://opowiadanie-o-one-direction-1d.blogspot.com/

Rozdział 1


Obudziłam się w białej, sali na białym łóżku. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że nie jestem sama. Przede mną stał młody przystojny mężczyzna. Wyglądał na jakieś 19, najwyżej 20 lat.
- Gdzie jesteśmy? – Spytałam nieznajomego. On nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i usiadła na łóżku.
- Jesteś w niebie – odpowiedział, a jego głos był poważny.
- Że gdzie? – spytałam, bo nie wierzyłam w to co przed chwilą usłyszałam. Może gdzieś tutaj jest jakaś ukryta kamera, albo coś takiego.
- A jak się tu znalazłaś? – spytał nadal swoim pięknym, spokojnym głosem. Wtedy wszystko sobie przypomniałam. Jego zdrada, jasne reflektory, pisk opon, krzyk i słone łzy spływające po policzkach osoby, którą tak bardzo kochałam. Potem połączyłam fakty.
- Czy to znaczy, że ja umarłam? – spytałam ledwo panując nad głosem.
- Nie jeszcze, nie. Lekarze cały czas walczą o twoje życie, ale jeśli tutaj jesteś to wszystko jest już przesądzone, przykro mi.
Byłam zszokowana, nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu zebrałam się w sobie i zadałam pytanie, które nasuwała mi się od początku tej rozmowy.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czy to nie oczywiste? Twoim aniołem stróżem.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- To czemu mnie nie uratowałeś?- zapytałam z pretensją.
- Walczyłem o ciebie cały czas. Niestety nie udało mi się. Wiele innych aniołów wyciągnęłoby cię z tego bez problemu. Przykro mi, że masz takiego nieudolnego opiekuna – gdy to powiedział, był chyba zły na samego siebie. Nie chciałam do tego doprowadzić.
- Przepraszam… nie obwiniaj się. Ale co się teraz ze mną stanie?
- Raczej zostaniesz w niebie. – po jego słowach byłam zbyt roztrzęsiona, aby jasno myśleć więc zadałam banalne pytanie:
- A jak masz na imię?
- Chimmanuell, wiem że jest dziwne ale sam je wymyśliłem.
- ok. mogę na ciebie mówić Chimmi?
- yyyy jak chcesz.
- Hmmm… więc Chimmi co się ze mną stało po wypadku? – tak naprawdę nie chciałam się o to pytać. Bałam się odpowiedzi, ale przecież musiałam to wiedzieć.
- Od wypadku minęło już półmroku. Twoi rodzice i brat bardzo to przeżyli, oczywiście twój hmm… chłopak też. Zarówno w dzień jak i w nocy siedział przy tobie w szpitalu. Twoja rodzina nie chciała go znać. On natomiast cały czas zadręczał się, że ten wypadek to jego wina. Próbował nawet popełnić samobójstwo, ale na szczęście jego przyjaciel w porę zareagował. Po pięciu miesiącach, gdy lekarze powiedzieli mu, że nie masz szans na przeżycie wyjechał, zmienił numer telefonu i wszystkie inne adresy.
- On przejmował się moim losem?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.  – Wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy nie przestałam go kochać. Ale to jest już przeszłoś i nie ma sensu do niej wracać.
- Minęło już pół roku? Tyle byłam, a właściwie jestem w śpiączce?
- Tak
 W chwili w której udzielał mi odpowiedzi straciłam przytomność.

***
Hmmm... Co by tu napisać? Sama nie wiem. Jeżeli ktoś czytał ten rozdział to proszę o komentarz nawet bardzo krótki. Zaczynam tego bloga już drugi raz, mam nadzieję,że tym razem mi się uda =] Chyba mogę liczyć na waszą pomoc?. Więc jak podoba wam się?

Prolog


Zdradził mnie, ta podła świnia mnie zdradziła. Chciałam mu zrobić niespodziankę i zobaczyłam go całującego się z jakąś blondynką. To było okropne. Zaczęłam na niego krzyczeć. Wtedy on odkleił się od tej dziewczyny i zauważył  mnie. Jego spojrzenie wyrażało tak wiele emocji, od smutku, przez wściekłość, do przerażenia. Wybiegłam z domu najszybciej jak się dało, nie chciałam więcej widzieć tego chłopaka. Po moich policzkach ciekły łzy, nie wiedziałam gdzie biegnę. Słyszałam za sobą jego wołanie, zapewne krzyczał moje imię. Nie zwracałam na to uwagi, bo po co? Biegłam dalej, nagle parę metrów ode mnie zobaczyłam reflektory samochodu. Stałam jak sparaliżowana, nie byłam w stanie pobiec dalej, sama nie wiem dlaczego. Potem wszystko potoczyła się bardzo szybko. Usłyszałam przeraźliwy pisk opon, jego krzyk, a potem coś we mnie uderzyło. Bardzo bolało, leżałam na ulicy nie zdolna do najmniejszego ruchu. Po chwili zaczął chyba padać deszcz. Przynajmniej tak myślałam, dopóki nie otworzyłam oczu. Zobaczyłam zalanego łzami chłopaka, którego tak bardzo kochałam. To jego łzy spadały na moją twarz. Klęczał koło mnie i cały czas powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Ja mu nie wierzyłam, już nigdy mu nie uwierzę, a poza tym wszystko mnie tak bardzo bolało. W oddali usłyszałam jeszcze sygnał karetki. Chwilę potem straciłam przytomność.

***
Hej! W końcu odważyłam się dodać prolog. Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam. Co sądzicie o początku?? Czekam na komentarze=]